Wszystkiego najlepszego, Pani.

Źle mi strasznie, kiedy wraca myśl, że mój pies miałby z kimś innym o wiele lepiej. Miałby o wiele lepiej, gdyby trafił w ręce pasterza z własnym stadem owiec i mógłby każdego dnia gubić język goniąc je z miejsca na miejsce… Miałby o wiele lepiej, gdyby jego panią była jakaś czołowa zawodniczka agility z własnym w pełni wyposażonym torem w ogródku, trzema innymi psami przed i jakąkolwiek (!) koordynacją psychoruchową… Miałby o wiele lepiej, gdyby jego właścicielem był emerytowany wymiatacz w Ultimate Frisbee, będący jednocześnie miłośnikiem psów, ciepający od niechcenia każdorazowo rzuty perfekcyjne i pracujący nad Bonczkową techniką skoku tak skutecznie, że ten w finale zaczynałby każdy skok od oderwania tylnych łap i każdy skok byłby dwumetrowy, dwumetrowy na wysokość, dwumetrowy na długość, a potem robiłby w locie jeszcze jeden skok, jak w platformówkach, kiedy wciskało się dwa razy B…

A my… A my dostaliśmy niezły wycisk na pierwszym agilitowym treningu indywidualnym, pierwszym po półrocznej przerwie. Gdybym miała otrzymać z tego wpis do indeksu, widniałaby w nim śliczna, jaskrawa dwója. I to wystawiona nie przez trenerkę, ale przez własnego psa, i to chyba boli najbardziej.

Jestem nieskoordynowana, niedokładna, niezdecydowana, biegam za wolno, a efektów oczekuję za szybko. Niecierpliwię się, spinam, gniewam – w środku, ale pewnie coś wylewa mi się przez uszy – zniechęcam ogromem pracy, jaki jest przed nami. Kuleje każdy możliwy aspekt współpracy na torze, okulało nawet zostawanie, którego byłam zawsze pewna jak deszczu w dzień swoich urodzin. Mamy instrukcje, mamy bardziej niż wyraźne powiedziane, nad czym po kolei muszę pracować, żeby zrobić choć krok w przód, a nie tylko oszukiwać siebie, że coś umiemy. Tylko po głowie kołacze pytanie zadane na odchodnym – ‚do czego brałaś psa?’ I ten moment zawahania, szybkiej analizy, jaka odpowiedź jest tu poprawna…

Czemu nie mogłam odpowiedzieć zgodnie z prawdą – do kochania… Brałam go do kochania. Do wylegiwania się z nim w łóżku sobotnimi porankami, do obsypywania go całą stertą prezentów niezbędnych inaczej, do witania mnie po każdym powrocie ze szkoły, do sekundowania w przygotowywaniu każdego posiłku, do długich beztroskich spacerów po męczących dniach, do radosnych spotkań ze znajomymi, tymi z psami i tymi bez psów… Do tego, żeby w chwilach krępującej ciszy, kiedy wydaje mi się, że jestem taką samą zwyczajną, niewiele znaczącą osobą, jakich wiele, móc powiedzieć – ‚hej, wiecie co, bo ja mam psa, i on…’

Do tego, żeby mieć z kim porozmawiać, kiedy tej najważniejszej osoby brakuje tuż obok, zwłaszcza w taki dzień, jak dziś.


Jedna uwaga

  1. Ja powiem tak. Pies prócz tego, że lubi z Tobą pracować, lubi z Tobą cokolwiek robić, to właśnie jest, jak z definicji – najlepszym przyjacielem człowieka. I to jednak powinno pozostać zawsze niezmienne. Także zdaje mi się, że nie ma co się przejmować tym, że on skacze tak, nie inaczej. Że prowadzisz go po torze, w taki, a nie inny sposób. Że mógłby być z niego świetny pasterz. Wszystko fajnie, ale – w końcu to Twój ukochany pies. Ten, który, jak sama opisałaś, wita Cię, towarzyszy Ci, jest z Tobą właśnie też w tych gorszych chwilach. Ja bym się tym kierował. A sprawy frisbee, agility, herding… sprowadziłbym na drugi, mniej ważny tor.

  2. Cierpliwości! Pierwsze treningi (a czasami te setne też) bywają trudne i nic na to nie poradzisz :)
    Bongo jest wspaniały, świetnie się nim zajmujesz. Najważniejsze, że jesteście razem szczęśliwi :)
    Czy miałby lepiej u kogoś innego? Tego nikt nie wie. Może tak, a może jego życie potoczyłoby się zdecydowanie gorzej? Wiele idealnych psów już zniszczono, wiele gorszych wyniesiono na najwyższe podia.
    Głowa do góry, pisz podanie do psa o warunek i poprawiaj te dwóje!

  3. Krzysiek, nie majac psa, z ktorym sie pracuje chcac osiagac jak najwięcej, z którym chce się realizować w sporcie, ma się wielkie ambicje (tak jest zazwyczaj, gdy się kupuje pierwszego psa z myślą o sportach, nie wiedząc jeszcze, z czym to się je – bo tak naprawdę żadne książki, filmiki z zawodów, wypowiedzi, opinie ludzi nie nauczą cię tyle o prowadzeniu ile twój pierwszy własny pies, z którym pracujesz, pierwszy pies zawsze jest psem, na którym się w większej mierze ‚eksperymentuje’, na którym się poznaje zasady, ogółem, na którym uczy się wielu rzeczy, takich właśnie jak te wartości o których piszesz) trudno jest zrozumieć post Tan, bo z zewnątrz to to naprawdę tak wygląda, że pies ma być przede wszystkim najlepszym przyjacielem, kompanem spacerów, zabaw, a kupując pierwszego, własnego, wymarzonego psa trochę się o tym zapomina, starając się zrobić jak najwięcej, jak najwięcej osiągnąć, myśl o tym, że chcielibyśmy, aby nasz pies był ‚miszczem’ wszystkiego czasem wtedy przyćmiewa te wartosci. Czesto jest tak, ze ludzie ktorzy kiedys pracowali z psem ktory nie byl szczegolnie predysponowany do sportow i trzeba bylo wlozyc w niego duzo pracy zeby chcial z nami wspolpracowac, jak wreszcie spelnili swoje marzenie o psie z predyspozycjami chca sie nacieszyc, ze wreszcie maja psa ktory chce z nimi wspolpracowac, chca sprawdzic jego mozliwosci, maja wielkie plany, ambicje, marzenia zwiazane z tym psem. Dlatego mysle, ze Tobie moze byc trudno to zrozumiec, bo jeszcze nie masz zadnych doswiadczen w prowadzeniu swojego pierwszego psa z ktorym chcialbys pracowac na wieksza skale. Ja zanim w moim domu pojawila sie Celty myslalam dokladnie jak Ty tutaj opisujesz, ze pies po pierwsze ze mna zyje, jest ze mna na co dzien, jest moim przyjacielem, a sporty sa mniej wazne. Gdy przybywa do twojego domu pies o ktorym tyle marzyles to troche sie to wszystko zmienia i musi minac jakis czas, musisz nabrac troche doswiadczenia zeby wreszcie zrozumiec i przemyslec, jakie wartosci sa wazniejsze, czym jest dla ciebie w ogole uprawianie sportow? Mysle ze w tym miejscu warto wspomniec ta notke Olgi Maniewskiej, ktora tez wiele moze uswiadomic http://sundayivigo.blox.pl/2011/10/The-journey.html#
    A co do postu to uwazam ze jest swietny, bo pokazuje jak to wyglada od troche innej strony i mysle ze wiele osob moze sie odnalezc w tym, co piszesz, w tym ja :)

  4. Wiesz co, ja tysiące razy myślałam przy Vigo w naszych czarnych chwilach, że on powinien był trafić do kogoś innego, z większą wiedzą, spokojniejszego itd. Coś tam zepsułam i nie wszystko się dało naprawić, ale z drugiej strony tysiące rzeczy jednak się udało wypracować, a po drodze ja się mnóstwo nauczyłam i udało mi się z nim stworzyć taką więź, jakiej nie mam z żadnym innym swoim psem.
    I serio serio moje pierwsze kontakty z torem agility polegały na wpadaniu na przeszkody ;). Więc nie stawiaj na Was kreski (aczkolwiek wiadomo, bez pracy nie ma kołaczy).
    A po drugie tak długo, jak będziesz pamiętać o tym „do kochania” to wszystko powinno być dobrze :).

  5. Z psami jak z dziećmi, kochamy je takimi jakie są… nie każde osiągnie szczyty doskonałości i nie każde jest dzieckiem np. Hiltona, ale czy to znaczy że mniej je kochamy ??? Ważne że psiaki kochają nas bezwarunkowo i wystarczy im to odwzajemnić… Powodzenia !!!


Dodaj odpowiedź do Olga Anuluj pisanie odpowiedzi